Przejdź do treści

Czy decyzja administracyjna to jedyna i skuteczna forma ochrony zabytków? Czy decyzja administracyjna to jedyna i skuteczna forma ochrony zabytków?

Wyszukiwarka indeksująca

Aby odpowiedzieć na to pytanie, musimy najpierw zorientować się, jakie dokumenty prawne i administracyjne powinny nasze zabytki chronić.

Zasady ochrony, ale także opieki nad zabytkami określa Ustawa o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami z 2003 roku. Nie jest to niestety dokument precyzyjny i w kilku punktach brak w nim konsekwencji. Na przykład w rozdziale określającym kompetencje zakłada się, że ochroną zabytków zajmuje się państwo, a opieką nad zabytkami – właściciel obiektu. W dalszej części ustawy pojawia się jednak osobny rozdział o społecznej opiece nad zabytkami. Rola społecznych opiekunów zabytków nie jest zatem jednoznaczna i do końca określona. Również kwestie mianowania społecznych opiekunów zabytków przez starostów na wniosek Wojewódzkich Konserwatorów Zabytków (WKZ) – po sprawdzeniu ich wiedzy przez WKZ (jakiej wiedzy i w jakim zakresie?) budzą wątpliwości. Nie został jednocześnie opracowany jednolity dla całej Polski wzór legitymacji społecznego opiekuna zabytków i w tym zakresie panuje kompletne bezhołowie.

Aby chociaż częściowo zapobiec bałaganowi i niejednoznaczności przepisów, Komisja Opieki nad Zabytkami Zarządu Głównego PTTK – czując się nadal kontynuatorką działań społecznych w tym zakresie, zorganizowała w Międzyrzeczu Ogólnopolski Zjazd Wojewódzkich Konserwatorów Zabytków i Społecznych Opiekunów Zabytków (zarówno już mianowanych przez starostów, jak i kadry programowej PTTK). Na Zjeździe Komisja przedstawiła proponowany program szkolenia, zakres sprawdzanej wiedzy i zasady egzaminowania na społecznych opiekunów zabytków. Konserwatorzy jednomyślnie przyjęli te zasady z jedynym zastrzeżeniem – rozszerzenia liczby godzin w dziale specyfika zabytków regionu. Pierwsze szkolenia wg nowego programu PTTK już się odbyły i mianowano nowych społecznych opiekunów zabytków.

Zaczynamy odbudowywać kadrę opieki, więc zastanówmy się nad ochroną – jakimi narzędziami zatem posługuje się państwo?
Ustawa o ochronie dóbr kultury i muzeach z 1962 r. znacznie szerzej formułowała pojęcia dotyczące dziedzictwa, bo m.in. wprowadzała pojęcie dobra kultury – mógł to być przedmiot dawny lub współczesny, który ze względu na walory artystyczne, historyczne lub tradycyjne ma szczególne znaczenie dla społeczności lokalnej i jest istotnym elementem kultury.

Obecna ustawa określa w sposób jednoznaczny, że przez zabytek rozumiemy obiekt wpisany do rejestru zabytków prowadzonego przez WKZ.
Najważniejszy zatem dokumentem, a właściwie zbiorem dokumentacji zabytków jest rejestr, do którego wpisywane są obiekty na wniosek właściciela, lub „z urzędu" przez WKZ. Szkoda, że ustawodawca nie przewidział wnioskowania w tym zakresie przez uczelnie, stowarzyszenia specjalistyczne (np.: Stowarzyszenie Historyków Sztuki czy Stowarzyszenie Konserwatorów Zabytków) lub organizacje pozarządowe. W państwach europejskich rola organizacji pozarządowych w dziedzinie opieki nad zabytkami jest dużo bardziej znacząca niż u nas. W Skandynawii szczególnie cenne obiekty powierza się pod opiekę organizacji pozarządowych (NGO).

Jeżeli warunkiem statusu obiektu zabytkowego jest wpisanie go do rejestru (co nie nastąpi natychmiast, ani nawet szybko, wymaga bowiem opinii Ośrodka Badań i Dokumentacji Zabytków, wypełnienia białych kart, inwentaryzacji itd.) to czy istnieją inne mechanizmy ochrony cennych, ale jeszcze niewpisanych obiektów? Drugim, prowadzonym zazwyczaj przez samorząd, zbiorem „pobożnych życzeń w sprawie ochrony" jest ewidencja cennych obiektów, które w przyszłości mogłyby być wpisane do rejestru zabytków. Już dzisiaj w żargonie urzędniczym używa się, nie do końca zgodnie z prawem, sformułowania zabytki rejestrowe i zabytki ewidencyjne, aczkolwiek te ostatnie, zgodnie z prawem, zabytkami nie są.

Czym jest zatem ewidencja zabytków i czy może je chronić? Ewidencja jest niestety tylko dokumentem intencyjnym, który nie ma umocowania w prawie ochrony zabytków. Ostatnio co prawda wprowadzono wymóg konsultowania decyzji o wyburzeniu obiektu ewidencyjnego z WKZ, ale niestety jest to tylko formalność, bo w zasadzie konserwator nie ma narzędzi, żeby się takiej decyzji przeciwstawić.

Czy zatem poza rejestrem zabytków nie ma innych sposobów ratowania cennych, ale jeszcze niewpisanych obiektów. W pewnym sensie rolę taką mogą spełniać miejscowe plany zagospodarowania, w których samorząd może zawrzeć zastrzeżenia dotyczące trwałości istnienia poszczególnych obiektów czy np. całych kwartałów czy części miasta. Może także zapisać zastrzeżenia dotyczące choćby nowych inwestycji czy sposobu zabudowy. Problemem jest jednak to, że po wielu latach od unieważnienia poprzednich planów zagospodarowania, wiele miast i gmin nadal nowych nie wykonało.

Oczywiście można by było się zastanowić wprost – czy prawo ma służyć ludziom, czy ludzie mają automatycznie i często wbrew logice, służyć martwym zapisom prawa. Oczywiście można tu zacytować sformułowanie Dura lex, sed lex – ale w rzeczywistości i z codziennej obserwacji wynika, że prawo jest tylko dla tych, którzy go przestrzegają, bo na ogół ludzie bezczelni i cyniczni zupełnie się nim nie przejmują.

Jeden z łódzkich „inwestorów" wyburzył w ciągu jednej nocy zabytkową willę i został ukarany... mandatem 500 zł.

Czy zatem ochrona prawna zabytków jest zbyt słaba? Teoretycznie ustawa daje narzędzia do egzekwowania prawa przynajmniej w stosunku do obiektów rejestrowych, ale niestety często brakuje odwagi czy chęci do egzekwowania tego prawa także wśród WKZ-ów. Dodając do tego niezrozumiałą postawę prokuratur, umarzających dochodzenia z powodu niskiej szkodliwości społecznej czynu, otrzymujemy niezbyt pochlebny obraz bezradnego państwa i jego organów wobec osób niszczących materialne ślady naszego dziedzictwa. Czasami chęć zniszczenia zabytku wynika z chciwości i cynizmu, ale najczęściej z braku świadomości jego wartości lub zwykłej głupoty opartej na kompletnym braku wiedzy.

Jeżeli istniejące prawo nie jest w stanie wystarczająco chronić zabytków i obiektów wartościowych, to co w takim razie powinno zapewnić właściwą ochronę? Jedyne poważne skojarzenie, które przychodzi mi na myśl, to porównanie ksiąg Starego i Nowego Testamentu.

Stary Testament dał nam prawo, czyli X przykazań, które określały: co należy, a czego nie należy robić i straszył karą w przypadku przekroczenia tych zasad. To właśnie działa jak przepisy prawa. Natomiast Nowy Testament dał nam najważniejsze i najogólniejsze przykazanie zawierające więcej niż wszystkie X przykazań – dał nam przykazanie miłości. Przykazanie, które dotyczy nie tylko ludzi, ale i poszanowania dla całości dzieła stworzenia.

Można zatem do dzieła stworzenia zaliczyć także i zabytki – wytworzone co prawda rękami człowieka, ale niemożliwe do stworzenia bez woli Bożej.

Ideałem byłoby zatem gdyby społeczeństwo kochało zabytki i je szanowało, wówczas nikomu do głowy nie przychodziłoby, aby je wyburzać bądź niszczyć. Jak zatem doprowadzić do zmiany nastawienia społeczeństwa do zabytków? Odpowiedź jest jedna - pokochać można tylko przez poznanie, a więc wiedzę. Zadaniem podstawowym staje się zatem edukacja kulturowa, której tak bardzo brakuje zarówno w rodzinach, jak i w szkole. Niestety w Polsce wydaje się to zjawisko być wręcz rażące. Gdy rozmawiam z młodzieżą z państw europejskich jestem w stanie porozmawiać o malarstwie, rzeźbie, architekturze i na ogół dyskusje te są rozwijające, natomiast próba nawiązania kontaktu z polską młodzieżą kończy się zazwyczaj odpowiedzią „ja się na tym nie znam" albo „ja nie wiem". Ci , którzy nie chcą się przyznać do niewiedzy, na ogół wygłaszają tak absurdalne poglądy, że zastanawiam się poważnie nad ewentualnymi źródłami takiej „pseudowiedzy". Nowy Testament obowiązuje już blisko od dwóch tysięcy lat, a wciąż nie umiemy się przekonać, że postawy społeczne tworzy się nie zakazami i nakazami, a wychowaniem i wiedzą. Dopóki będzie obowiązywała wszechobecna ignorancja, brak wiedzy, chciwość i głupota, to także losy zabytków i nie tylko będą zagrożone.

Póki jednak nie dorobimy się właściwych postaw społecznych takich jak w państwach rozwiniętych, muszą nam wystarczyć przepisy prawa, ale prawa bezwzględnie egzekwowanego z zasadą nieuchronności kary i odpowiedzialności materialnej, choćby za nielegalne wyburzenia. Jeszcze nie słyszałem, żeby konserwator kiedykolwiek wymusił odbudowę nielegalnie wyburzonego obiektu, lub odbudował go jako inwestor zastępczy i zażądał zwrotu nakładów – na co pozwala mu już istniejąca ustawa. Nie jest to tylko wina konserwatorów, gdyż wykonanie dopuszczonych przez ustawę prac przy zabytku wymaga uzyskania przez konserwatora od wojewody środków na skredytowanie tych prac. Zazwyczaj wojewoda takiej rezerwy nie posiada. Stosowana od kilkunastu lat zasada podległości konserwatorów wojewódzkich wojewodom, a nie jak poprzednio Generalnemu Konserwatorowi Zabytków ponownie się nie sprawdza (WKZ-y podlegają tylko merytorycznie GKZ). Naciski pozamerytoryczne na konserwatorów uniemożliwiają im pracę i interwencję w najbardziej drastycznych przypadkach, bo właśnie wtedy konserwatorzy są postrzegani jako blokujący rozwój budownictwa, przemysłu, handlu etc. Tylko dlaczego ten „rozwój" musi się odbywać na gruzach zabytków, a nie w innych pustych rejonach miasta.

Reasumując, trzeba stwierdzić, że w sprawach dotyczących zabytków przygotowujemy bardzo piękne i bardzo teoretyczne ustawy intencyjne. Powołujemy się w nich na wiele argumentów przekonujących do ratowania zabytków i zapisujemy uprawnienia dla konserwatorów, które w rzeczywistości nigdy nie będą realizowane z powodu braku narzędzi egzekucyjnych, bo o współpracy ze strony innych służb wojewody – np. policji, też można pomarzyć.

Ostatnio w Łodzi do zabytkowych obiektów dawnej fabryki FAKORA nie zostali wpuszczeni pracownicy Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków przez młodą damę, która podawała się (bez okazania dokumentów) za pełnomocnika właściciela. Powagi sytuacji dodawał fakt asysty ochroniarzy, która towarzyszyła tej pani. Wezwana przez Wojewódzkiego Konserwatora policja wylegitymowała... pracowników konserwatora, ani przez moment nie próbując sprawdzić umocowań prawnych pani podającej się za pełnomocnika. Właściciel prawdopodobnie zamierzał wysadzić w powietrze zabytkową halę, gdyż jest to najszybszy sposób rozbiórki. Tylko właściwy nacisk społeczny (całodobowe dyżury miłośników zabytków przy bramach i ogrodzeniu obiektu) oraz nacisk mediów spowodowały zapewne czasowe zaniechanie wyburzenia. Zwłaszcza, że zagraniczny właściciel znany był już z wyburzenia w centrum miasta zabytkowego zespołu fabrycznego, po którym od kilkunastu lat stoi pusty plac, zasypany resztkami czerwonej cegły.

Jeżeli zatem przepisy są martwe i nieegzekwowalne, społeczeństwo mamy powiedźmy „ średnio" wykształcone kulturowo, to co można zrobić, żeby cenne obiekty ratować przed zniszczeniem. Myślę, że rozwiązaniem jest właśnie ostatni przykład FAKORY gdzie najskuteczniejsze okazały się połączone działania społeczne i medialne. Trzeba przestać się wreszcie bać sprawdzonej na zachodzie zasady subsydiarności i bardziej oprzeć się na omnipotencji społeczeństwa, a przynajmniej tej jego części, która zabytki rozumie i kocha.

Tylko odważne stosowanie działań subsydiarnościowych gwarantuje powstawanie efektów synergicznych.

 

Znajdź nas na    Facebook YouTubeInstagram